Bullet Journal stał się ostatnio bardzo popularny. Coraz więcej osób zaczyna kojarzyć tę nazwę, a jeszcze większa ilość interesuje się tym tematem. Wiele youtuberów i blogerów korzysta z niego, podczas organizowania swojego czasu i w nim zapisuje swoje plany na bliższą i dalszą przyszłość. Ja również postanowiłam skorzystać z tej metody i dzisiaj chciałabym się podzielić z Wami moimi spostrzeżeniami po kilkunastu tygodniach planowania. Jeśli jesteście ciekawi, czym tak naprawdę jest Bullet Journal i czy jest to sposób dla Was, zapraszam do lektury.
Czym jest Bullet Journal?
Może na początku przybliżę Wam krótko ideę BJ. Jest to tworzony przez Was spersonalizowany planer/kalendarz, który ma ułatwić życie codzienne. Metoda ta daje wiele wolności i swobody w działaniu, a to, jak będzie wyglądał wasz dziennik zależy tylko od Was.
Możecie w nim tworzyć różnego rodzaju tabele, notatki, listy, tak naprawdę liczba możliwości jest nieograniczona.
W związku z tym, że mój Bullet Journall nie jest typowym przedstawicielem swojego gatunku i nie mam doświadczenia w prowadzeniu go według pierwotnych zasad, wrzucam Wam tutaj link do strony, na której dowiecie się więcej o takim oficjalnym planowaniu (chociaż takie chyba nie istnieje, bo Bullet Journal to przede wszystkim WASZ planner i możecie go prowadzić jak tylko zechcecie).
►Bullet Journal
►Bullet Journal
Planuję jeszcze kilka postów z serii o Bullet Journal (chciałabym Wam pokazać mi.in. jak planuję swój miesiąc). Jeśli jesteście ciekawi, to zapraszam do obserwowania mojego bloga na bieżąco.
Dzisiaj jednak chcę się skupić tylko na ogólnym opisie mojej przygody z BJ.
Dzisiaj jednak chcę się skupić tylko na ogólnym opisie mojej przygody z BJ.
Mój Bullet Journal
Początki planowania nie były spektakularne. Wzięłam pierwszy lepszy zeszyt w kratkę, który miałam niezapisany i zaczęłam tworzyć. Dało się? Oczywiście, że tak! Zeszyt sprawdzał się całkiem dobrze, choć miał swoje wady (kratki były zbyt wyraźne, kartki cienkie, a dodatkowo miałam na brzegach czerwone marginesy). Prawda jest taka, że do prowadzenia Bullet Journala nie musicie kupować drogich notesów i przyborów papierniczych. Jedyne czego potrzebujecie to zeszyt, coś do pisania i głowa pełna chęci.
Niestety ja jestem wybredna i po jakimś czasie prowadzenia takiego zeszytu stwierdziłam, że chcę coś ładniejszego. Naoglądałam się artystycznie prowadzonych planerów i sama zachciałam taki mieć, a przecież zwykły zeszyt ZUPEŁNIE się do tego nie nadawał... Poszperałam w szufladach i znalazłam to, czego szukałam.
Był to notes z gładkimi kartkami, jednak on też nie posłużył mi długo. Był za mały, dość ciężki jak na swoje wymiary i nie otwierał się na płasko, co utrudniało pracę w nim.
Ale ja się nie poddałam i udałam się na poszukiwanie czegoś jeszcze lepszego. Tak naprawdę to otworzyłam Google i zaczęłam szukać zeszytów dedykowanych do Bullet Journal. Takie notesy najczęściej posiadają strony w kropki i ja właśnie taki sobie wymarzyłam.
No i tu zaczął się problem. Dopiero niedawno zaczęłam testować tę metodę i niezbyt uśmiechało mi się płacenie za zeszyt około 50 zł. Gdybym jednak zrezygnowała z prowadzenia BuJo, to wyrzuciłabym kasę w błoto, a ja nie chciałam tak ryzykować.
Dlatego rozejrzałam się po kilku sklepach i trafiłam do Tigera. Tam udało mi się znaleźć kompromis, który pokazuję Wam na zdjęciach poniżej.
Ten notes kosztował mnie 10 zł. Ma wymiar zwykłego zeszytu B5, posiada gumkę do zamykania go, kieszonkę do przechowywania luźnych kartek z tyłu (która swoją drogą się bardzo przydaje) i otwiera się na płasko. Jest w linie, nad czym lekko ubolewam, ale mam nadzieję, że się do tego przyzwyczaję. Kartki nie są białe, a lekko żółte, dość grube i delikatnie przebijające (chociaż to zależy jakich narzędzi używacie do pisania). Jak na razie jestem bardzo z niego zadowolona. Za taką cenę naprawdę nie mam co narzekać.
Moje wrażenia po kilkunastu tygodniach używania BJ są bardzo pozytywne i zachęcam wszystkich do wypróbowania tego sposobu planowania czasu. Ja często zapominam o różnych rzeczach i dzięki mojemu planerowi nie gubię się w natłoku zajęć. Dodatkowo mam zamiar wykorzystać go jako pomoc w blogownaiu. Często zaniedbuję kwestię rzetelnego planowania postów i mam nadzieję, że to pomoże mi usystematyzować pisanie i zebrać pomysły w jedno miejsce.
A tak już zupełnie na marginesie - uwielbiam prace ręczne, o czym już wspominałam nie raz na tym blogu. Tworzenie własnego notesu uspokaja mnie i daje mnóstwo frajdy. To cudowne uczucie, gdy wypełniane przeze mnie puste strony zaczynają nabierać nowego, ciekawego wyrazu.
Jednak niech Was to nie zmyli, od jakiegoś czasu doszłam do wniosku, że wolę prowadzić bardziej minimalistyczny Bullet Journal.
Kiedy próbowałam wyżywać się w nim artystycznie, wychodził mi jeden wielki bałagan, a ja czułam się przytłoczona ilością zdobień. Niespójność stron trochę mnie irytowała. Chciałam, żeby poszczególne działy mojego BuJo stanowiły zgrabną całość.
Podsumowując: polecam Bullet Journal każdemu, kto chce bardziej świadomie planować swój czas i lubi tworzyć coś własnoręcznie. Jeśli systematyczność nie jest Wasza mocną stroną to polecam zacząć od czegoś mniej wyszukanego np. zwykłego zeszytu, dzięki temu możecie uniknąć rozczarowania, gdyby jednak ta metoda się u Was nie sprawdziła.
A czy Wy znaliście już wcześniej Bullet Journal? Może sami prowadzicie w taki sposób dziennik i chcielibyście podzielić się z innymi swoimi wrażeniami? Gorąco zachęcam do komentowania wpisu.
Ola.
PS. Jak widzicie staram się coraz mniej używać z banków darmowych zdjęć i wprowadzam powoli moje własne. Obiecuję, że będę się starała pracować nad ich wyglądem :)
PS. Jak widzicie staram się coraz mniej używać z banków darmowych zdjęć i wprowadzam powoli moje własne. Obiecuję, że będę się starała pracować nad ich wyglądem :)

Myślę, że ciekawą opcją wydaje się planowanie w notatniku na telefonie. Opcja dla bardziej leniwych albo nie mających talentu artystycznego. Nie jest ona tak wymagająca jak prowadzenia zeszytu do BJ i nie obciąża naszego portfela. Polecam, bo sam korzystam z tej opcji. Po odblokowaniu telefonu wyświetla mi sie widżet ze stroną z notatnika na której wyświetla mi się, co musze zrobić danego dnia, tygodnia, miesiąca. Jako, że patrze na telefon x razy to wiem, co mam w planach. Pytanie czy taką formę można nazwać Bullet Journalem?
OdpowiedzUsuńTylko w takiej notatce za wiele się nie zmieści. BJ to zbiór nie tylko najbliższych planów. Tam jest wszystko, od zadań codziennych, po plany całoroczne. Listy ulubionych filmów, marzeń. Wszystkiego. A taki zeszyt pozwala to zebrać w jednym miejscu, co jest po prostu wygodne. Taka notatka to fajny sposób jako przypominajka, a nie planer :). Niemniej jest to dobry pomysł i warto z niego korzystać. Nie każdy musi lubić prace msnualne.
UsuńPowinnaś podzielić się wnętrzem swojego Bullet Journal'a! <3
OdpowiedzUsuńBędzie taki post, już całkiem niedługo. :)
UsuńJa tak naprawdę rozrysowuję sobie miesięczny kalendarz, a jeśli jest coś, co muszę zrobić danego dnia po prostu to zapisuję :) więc taki typowy bujo to może nie jest, jednak na razie niczego więcej nie potrzebuję :)
OdpowiedzUsuńJa też nie prowadzę typowego BJ. :) Jeśli Tobie taki sposób się sprawdza, to tak trzymaj, przecież właśnie o to chodzi w tym wszystkim.
Usuń